Nagle ni stąd, ni zowąd słoneczko się schowało i cały plan, cały dzień, przebyte dodatkowo 1000 km w pi… Schody pionowe zamknięte, ścieżka zamknięta, widoki ze szczytów: brak. Miało być tak (zdjęcia nie mojego autorstwa):
A było tak:
Na początku mieliśmy problem z oddechem, później tylko z mięśniami nóg, by następnie, gdy nas zlało już niczym się nie przejmować. Mimo tego, że lało jak z cebra i mimo tego, że przez większość trasy kompletnie nic nie widzieliśmy, to trasa sama w sobie jest bardzo przyjemna. Mam ogromne ciągutki żeby tam wrócić, bo to miejsce musi być niesamowite! Z drugiej strony pomimo fatalnej pogody, Chińczyków było tam mnóstwo, dlatego sugerowałbym wybranie się w trasę nawet nieco przed świtem. Na koniec dnia, mocno zawiedzeni ruszyliśmy pociągiem na południe.
Zhangjiajie
Spróbujecie wymówić nazwę tej uroczej miejscowości?
:P Soft sleeper (chyba pierwsza klasa) w chińskich pociągach był o wiele mniej dogodny niż plackarta w rosyjskich
:D Do Dziang Dzia Dzije przyjechaliśmy ze względu na góry, które zainspirowały Camerona do stworzenia latających gór w Avatarze. Kiedy na dole unosi się mgła, to góry te faktycznie „latają”, ale my po Huashan mieliśmy już dość takich wymysłów natury. Drugi powód góra Tianmen wraz ze spektakularną jaskinią oraz szklanymi balkonami. Trzeci powód to: dlaczego nie?
:D Rozważaliśmy też, aby udać się jeszcze do Zhangjiajie Glass Bridge, ale zrezygnowaliśmy po przeczytaniu z opinii w internecie. Gdy później jechaliśmy z Polakami pociągiem do Pekinu, to pochwalili oni naszą decyzję - w skrócie: skomplikowany dojazd, strata czasu, strata pieniędzy, tłum ludzi, szkło porysowane i sam kanion w sobie nie jest niczym wyjątkowym. Zhangjiajie było takim sobie małym, ot półtoramilionowym miastem turystycznym. W mieście tym znajduje się była najdłuższa kolejka liniowa na świecie, mająca 7455 metrów długości (w 2014 roku została pobita przez kolejkę w La Paz – 10 km długości). Myślisz, że dogadasz się po angielsku? Frajer!
:D Już nawet nie zadawaliśmy pytania „do you speak English?”, tylko od razu podchodziliśmy z translatorem Google w telefonie. Z drugiej strony w miejscach turystycznych jakoś dawaliśmy radę bez telefonów. Jednak ceny już były znacznie wyższe niż w Huashan. Generalnie pierwsze wyprawy do sklepów spożywczych w Chinach są ciekawym przeżyciem, dobrą zabawą zakrawaną dziecięcą ciekawością i warto zarezerwować sobie na nie więcej czasu. Dysproporcja cen uderzała, gdyż taniej wychodziło zjeść ciepły posiłek niż samemu sobie coś przyrządzić, a ceny rozpościerały się pomiędzy 8, a 150 juanów, gdzie większa pewność, że się najesz powiedziałbym, że była przy 8 juanach. Bardzo podobało nam się to, że zawsze przy posiłkach herbata i ryż były już wliczone w podstawową cenę.
A tutaj przedsmak następnej części:
@nenyan ja Ci się pośmieję z mojej tragedii w Huashan
:D Niestety przez większość podróży widzieliśmy smog za oknem pociągu. Kiedy szliśmy w Pekinie w ten dzień, w którym zrobiliśmy zdjęcia powyżej, to trudno się nam oddychało (może placebo). Natomiast w późniejszych dniach smogu już nie było.
Dzień 15: Wulingyuan Scenic Area Dzień 16: Tianmen mountain
Tianzi Mountains i nie tylko
Słońce świeci, deszcz nie pada, więc zaczyna się zabawa! Szybka pobudka i biegusiem do chińskiego minibusa. Wystarczyło wysiąść z brzydkiego pudełka na kółkach, które czasy świetności ma już za sobą, aby przenieść się do innego świata. Okalająca nas swoista dżungla wraz z wielkimi skalnymi igłami muśniętymi zielenią tworzyły niepowtarzalny klimat. Im bliżej byliśmy od tej, jednej, wyjątkowej, kojarzonej ze zdjęć, tym większe czuliśmy podniecenie. I nadszedł ten moment kiedy poczuliśmy na sobie powiew ciepłego wiatru i dreszcz ekscytacji, gdy naszym oczom ukazał się bajkowy krajobraz. Miejsce to, które nie było w ogóle podobne do czegokolwiek co wiedzieliśmy wcześniej, miało niesamowity urok. Idąc dalej i dalej i widząc coraz więcej wpadaliśmy w jeszcze większy zachwyt. Pozostałe miejsca, które musieliśmy odwiedzić utwierdziły nas w przekonaniu, że warto było przejechać pół świata, aby ujrzeć taką krainę na własne oczy. Ale…
Wszystko by było tak piękne, gdyby chociaż w jakimkolwiek stopniu człowiek mógł wyciszyć swoje myśli i podziwiać piękno natury. Może ja tak nie potrafię, albo… nie, w sumie wrażenia te nie są tak przyjemne, gdy wokół Ciebie kręcą się dziesiątki Chińczyków, gdy wolno sunąc idziesz w danym kierunku z masą ludzi, gdy zewsząd słyszysz krzyki, rozmowy, muzykę, nawoływanie przewodników przez megafony. Co ciekawe nierzadko występują tam tarasy widokowe. Turystów było za dużo i byli oni wszędzie. Natłok ludzi spowodował sytuację, że na swoistych wypustkach z balkonami czekało się kilka minut w kolejce, aby sobie zrobić zdjęcie na tle piorunującego krajobrazu. Jeżdżące po terenie parku autobusy, kolejki liniowe, stalowa winda, a nawet McDonald’s (sic!) były powodem przerażającego natłoku turystów. Zarówno jak w Huashan, tak i tutaj szlaki są równiutkimi chodnikami, wyprofilowanymi schodami - widać ogrom pracy, który w to włożono. Można by się spierać nad zasadnością ułatwiania ludziom dostępu do gór, ale moim zdaniem u nich to przesada. Mało kto wchodził pieszo, aby zdobyć szczyt, bądź cokolwiek (choć tutaj naprawdę nie było trudno). Jak już ktoś wchodził to generalnie tak samo jak w Huashan mijaliśmy ich bez problemu. Większość turystów poruszała się za pomocą kolejek linowych i autobusów, a wystarczyło, że przeszliśmy się 15 minut do miejsca, do którego nie dojeżdżał autobus, a spotkaliśmy tak jedynie 2 osoby: Chilijczyka i Niemca.
O parku: W skład rezerwatu Wulingyuan wchodzą cztery pomniejsze parki różniące się walorami. Bus jadący z Zhangjiajie do tego parku kosztuje 12 juanów i jedzie około godziny. Odjeżdżają one z dworca autobusowego, koło dworca kolejowego, a dokładniej - trzeba przejść przez budynek dworca, bo busy odjeżdżają „zza” niego. Niestety nie było żadnego oficjalnego rozkładu jazdy, nie dam sobie ręki teraz uciąć, ale pierwszy z busów odjeżdża o 6:30, a ostatni powrotny spod Wulingyuan jest o 19:30. Wejście kosztuje 160 juanów (studenci), przejażdżka kolejką 46 juanów. Jednak wejściówka jest ważna 3 dni, ale szczerze? Wszystko na spokojnie jest do zobaczenia w jeden dzień, pomimo tego, że lokalsi mówili, że to niemożliwe. Z drugiej strony warto ich poprosić o zaznaczenie na mapie najważniejszych miejsc. Na terenie parku jest dużo miejsc z jedzeniem, napojami, ale nikogo chyba nie zdziwi, że w takim miejscu ceny są dość wysokie. Wejście na górę, w celu zobaczenia Tianzi zajęło nam 2 godziny spokojnego marszu.
Tianmen
Na całość przedsięwzięcia należy planować nie więcej niż 5 godzin. Najbardziej tłoczno na górze Tianmen jest w okolicach godzin 12-13. Jeśli dobrze zrozumieliśmy się przez translatory, w godzinach popołudniowych często występują chmury widoczne u nas na zdjęciach. Będąc w Zhangjiajie nie da się przeoczyć kolejki linowej i z jej początkowej stacji zaczyna się cała przygoda, lecz ja zacznę od jej końca. Nie można zaprzeczyć, że około 30 minutowy przejazd gondolą robi wrażenie. Czarowny krajobraz, który zupełnie różnił się od tych z dnia poprzedniego, nie raz zapierał nam dech w piersiach. Mieliśmy takie szczęście, że w ten dzień odbywały się zawody skoków w wingsuit i kapitalnie komponowało się to ze scenerią ogromnych gór. W mojej ocenie miejsce to jest bardziej wyjątkowe niż cały Park Wulingyuan. Sławne ze zdjęć balkony nie są jednak niczym szczególnym. Chodzenie po nich nie wywołuje jakiegokolwiek dziwnego uczucia, a samo szkło w sobie jest porysowane, pomimo tego, że należy chodzić w specjalnych kapciach, za które zawsze trzeba płacić 5 juanów, a na szczycie góry są 3 takie balkony. Ktoś z Was na pewno miał okazję stać w szklanej wypustce na Aiguille du Midi we Francji i w porównaniu do tego chińskie balkony są naprawdę mierne. Kolejną atrakcją jest ogromna jaskinia, która z daleka wygląda na fenomenalną dziurę w górze. Do Tianmen Cave prowadzi droga złożona z 99 zakrętów i aby do niej dojść należy pokonać 999 schodów. Natomiast jak się dostać spod jaskini na szczyt góry? O tym zaraz. Generalnie w cenie biletu (258 juanów za osobę dorosłą) ma się zapewniony wjazd busem pod „schody do nieba” i przejazd kolejką. Istnieją 3 możliwości: poruszając się w obie strony korzystamy z gondoli (chyba się dopłaca), najpierw wjeżdżamy busem, a później zjeżdżamy kolejką do Zhangjiajie, bądź odwrotnie. My zaczęliśmy od przejazdu busem, który sam w sobie przyniósł niemało emocji. Następnie krótki spacerek i byliśmy już w jaskini i teraz żeby dostać się na szczyt góry należy skorzystać z 7 (słownie: siedmiu) poziomów schodów ruchomych w samym środku góry! Widzieliście w poprzednim poście jak Tianmen wygląda z perspektywy miasta? Te góry są przeolbrzymie, a w ich wnętrzu zamontowali coś takiego. Schody te były dla mnie przerażająco futurystyczne, były swoistą profanacją. Czy u góry była cisza i spokój? Oczywiście, że nie! „Ludzi jak mrówków”. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że góry tej nie da się zdobyć pieszo, bynajmniej żadnej wzmianki o jakimkolwiek szlaku nie znalazłem. Dwa parki, które odwiedziliśmy miały elementy infrastruktury, które dla nas nie powinny mieć tam prawa bytu. Chęć zarobku zmusiła Chińczyków do ułatwiania ludziom zobaczenia na własne oczy tego co mają do zaoferowania, przez co zwiedzających jest tak dużo, że nie mieliśmy zbyt wiele czasu i przyjemności z przebywania w tamtych miejscach. Chiny mają niesamowity zasób bogactw natury i każdemu powiemy, że warto udać się do tych miejsc, ale to kontrastuje z tym, że sami dążą do ich zniszczenia i taki sam wniosek wysunęliśmy w dniu poprzednim razem z Chilijczykiem i Niemcem.
Ciekawa relacja i fajnie sie czyta.
:) Ja przejechalem odwrotna trase, a zaczalem w Szanghaju, aby bylo ciekawiej. Powracaja wspomnienia, czekam na CD i pozdrawiam.
Fajna relacje :)
Mam dodatkowe pytania;
1. W pociągu można za produkty płacić kartą? (Wagon restauracyjny i obsługa ''pokładowa'')
2. Jest zasięg GSM podczas całej podróży pociągiem?
3. Ile płaciliście za osobę na pociąg? :)
4. Bilety przesyłają do domu na polski adres czy trzeba jakoś odebrać na dworcu?
Fajna relacje
:)
Mam dodatkowe pytania;
1. W pociągu można za produkty płacić kartą? (Wagon restauracyjny i obsługa ''pokładowa'')
2. Jest zasięg GSM podczas całej podróży pociągiem?
3. Ile płaciliście za osobę na pociąg?
:)
4. Bilety przesyłają do domu na polski adres czy trzeba jakoś odebrać na dworcu?
Fantastyczne te Chiny w Twoim opisie
:D Cały czas się śmiałam czytając! Sama się tam wybieram jesienią i mam nadzieję, że właśnie takich Chin uda nam się doświadczyć. Trochę mnie tylko zaskoczyłeś tym smogiem... Myślałam, że we wrześniu można jeszcze liczyć na czyste powietrze, a armagedon zaczyna się dopiero z końcem listopada... Buu
:(
Relacja bardzo mi bliska, ze wzgledu na czesc Chinska. Smialem sie widzac zdjecie hotelu z odwrocona nazwa, sam obok niego przechodzilem i rowniez zwrocil moja uwage :) dobra relacja i dobrej jakosci zdjecia. Pozdrawiam!
Relacja bardzo mi bliska, ze wzgledu na czesc Chinska. Smialem sie widzac zdjecie hotelu z odwrocona nazwa, sam obok niego przechodzilem i rowniez zwrocil moja uwage
:) dobra relacja i dobrej jakosci zdjecia. Pozdrawiam!
@Pietrucha co do Huashan, to jak znam życie - karma do mnie wróci i będę mieć podobne warunki pogodowe
:D ale przynajmniej na górze Tianmen miałeś wprost idealną pogodę! a gdzie fotki z konsumpcji pająka, ja się pytam? photo or didn't happen!
:P
Zdecydowanie jedna z najlepszych relacji, które czytałem - i to nie tylko ze względu na ciekawość trasy, ale dzięki lekkiemu pióru. "Wszędzie ludzie siedzą i stoją. Są mali, więc czasem stoją na tym na czym się siedzi" - złoto!
Transsibem jechałem trzykrotnie.
Cytat z moich zapisków nt. podróżowania trannsibem:
"Nasz sąsiad mówi, że pierwszy dzień to rozrywka, drugi - nuda, trzeci - męczarnia, a w czwarty można zwariować... "
Relacje tu:
http://kornel.travel.pl/mongolia.htm
http://kornel.travel.pl/chiny.htm
Transsibem jechałem trzykrotnie.Cytat z moich zapisków nt. podróżowania trannsibem:"Nasz sąsiad mówi, że pierwszy dzień to rozrywka, drugi - nuda, trzeci - męczarnia, a w czwarty można zwariować... "
@Pietrucha dzięki za świetną relację! Bardzo mi przypadł do gustu Twój sposób narracji i - z racji zbliżającego się wyjazdu - szczególnie część o Chinach czytałam chłonąc każdy detal (i śmiejąc się do ekranu
;)) Pewnie się jeszcze do Ciebie odezwę z technicznymi pytaniami dot. przetrwania w Państwie Środka, jak już będę wiedziała... o co dokładnie pytać
;)
Świetna wyprawa i świetna relacja! No i chyba najlepsza z tych co do tej pory czytałem
;)Zainspirowałem się całym pomysłem do tego stopnia, że zaczynam dziewczynę namawiać na taką wyprawę
:)Niestety jestem osobą która woli wszystko mieć dokładnie zaplanowane, więc spontan może się nie udać ;/
Dzięki
:) wiem jak to jest, że ze strachem nieco spogląda się na te kraje na drugim końcu świata, ale jak będę tam drugi raz to nie będę nic tak dokładnie planował
:)
Nagle ni stąd, ni zowąd słoneczko się schowało i cały plan, cały dzień, przebyte dodatkowo 1000 km w pi… Schody pionowe zamknięte, ścieżka zamknięta, widoki ze szczytów: brak. Miało być tak (zdjęcia nie mojego autorstwa):
A było tak:
Na początku mieliśmy problem z oddechem, później tylko z mięśniami nóg, by następnie, gdy nas zlało już niczym się nie przejmować. Mimo tego, że lało jak z cebra i mimo tego, że przez większość trasy kompletnie nic nie widzieliśmy, to trasa sama w sobie jest bardzo przyjemna. Mam ogromne ciągutki żeby tam wrócić, bo to miejsce musi być niesamowite! Z drugiej strony pomimo fatalnej pogody, Chińczyków było tam mnóstwo, dlatego sugerowałbym wybranie się w trasę nawet nieco przed świtem. Na koniec dnia, mocno zawiedzeni ruszyliśmy pociągiem na południe.
Zhangjiajie
Spróbujecie wymówić nazwę tej uroczej miejscowości? :P
Soft sleeper (chyba pierwsza klasa) w chińskich pociągach był o wiele mniej dogodny niż plackarta w rosyjskich :D Do Dziang Dzia Dzije przyjechaliśmy ze względu na góry, które zainspirowały Camerona do stworzenia latających gór w Avatarze. Kiedy na dole unosi się mgła, to góry te faktycznie „latają”, ale my po Huashan mieliśmy już dość takich wymysłów natury. Drugi powód góra Tianmen wraz ze spektakularną jaskinią oraz szklanymi balkonami. Trzeci powód to: dlaczego nie? :D Rozważaliśmy też, aby udać się jeszcze do Zhangjiajie Glass Bridge, ale zrezygnowaliśmy po przeczytaniu z opinii w internecie. Gdy później jechaliśmy z Polakami pociągiem do Pekinu, to pochwalili oni naszą decyzję - w skrócie: skomplikowany dojazd, strata czasu, strata pieniędzy, tłum ludzi, szkło porysowane i sam kanion w sobie nie jest niczym wyjątkowym. Zhangjiajie było takim sobie małym, ot półtoramilionowym miastem turystycznym. W mieście tym znajduje się była najdłuższa kolejka liniowa na świecie, mająca 7455 metrów długości (w 2014 roku została pobita przez kolejkę w La Paz – 10 km długości). Myślisz, że dogadasz się po angielsku? Frajer! :D Już nawet nie zadawaliśmy pytania „do you speak English?”, tylko od razu podchodziliśmy z translatorem Google w telefonie. Z drugiej strony w miejscach turystycznych jakoś dawaliśmy radę bez telefonów. Jednak ceny już były znacznie wyższe niż w Huashan. Generalnie pierwsze wyprawy do sklepów spożywczych w Chinach są ciekawym przeżyciem, dobrą zabawą zakrawaną dziecięcą ciekawością i warto zarezerwować sobie na nie więcej czasu. Dysproporcja cen uderzała, gdyż taniej wychodziło zjeść ciepły posiłek niż samemu sobie coś przyrządzić, a ceny rozpościerały się pomiędzy 8, a 150 juanów, gdzie większa pewność, że się najesz powiedziałbym, że była przy 8 juanach. Bardzo podobało nam się to, że zawsze przy posiłkach herbata i ryż były już wliczone w podstawową cenę.
A tutaj przedsmak następnej części:
@nenyan ja Ci się pośmieję z mojej tragedii w Huashan :D Niestety przez większość podróży widzieliśmy smog za oknem pociągu. Kiedy szliśmy w Pekinie w ten dzień, w którym zrobiliśmy zdjęcia powyżej, to trudno się nam oddychało (może placebo). Natomiast w późniejszych dniach smogu już nie było.
Dzień 15: Wulingyuan Scenic Area
Dzień 16: Tianmen mountain
Tianzi Mountains i nie tylko
Słońce świeci, deszcz nie pada, więc zaczyna się zabawa! Szybka pobudka i biegusiem do chińskiego minibusa. Wystarczyło wysiąść z brzydkiego pudełka na kółkach, które czasy świetności ma już za sobą, aby przenieść się do innego świata. Okalająca nas swoista dżungla wraz z wielkimi skalnymi igłami muśniętymi zielenią tworzyły niepowtarzalny klimat. Im bliżej byliśmy od tej, jednej, wyjątkowej, kojarzonej ze zdjęć, tym większe czuliśmy podniecenie. I nadszedł ten moment kiedy poczuliśmy na sobie powiew ciepłego wiatru i dreszcz ekscytacji, gdy naszym oczom ukazał się bajkowy krajobraz. Miejsce to, które nie było w ogóle podobne do czegokolwiek co wiedzieliśmy wcześniej, miało niesamowity urok. Idąc dalej i dalej i widząc coraz więcej wpadaliśmy w jeszcze większy zachwyt. Pozostałe miejsca, które musieliśmy odwiedzić utwierdziły nas w przekonaniu, że warto było przejechać pół świata, aby ujrzeć taką krainę na własne oczy. Ale…
Wszystko by było tak piękne, gdyby chociaż w jakimkolwiek stopniu człowiek mógł wyciszyć swoje myśli i podziwiać piękno natury. Może ja tak nie potrafię, albo… nie, w sumie wrażenia te nie są tak przyjemne, gdy wokół Ciebie kręcą się dziesiątki Chińczyków, gdy wolno sunąc idziesz w danym kierunku z masą ludzi, gdy zewsząd słyszysz krzyki, rozmowy, muzykę, nawoływanie przewodników przez megafony. Co ciekawe nierzadko występują tam tarasy widokowe. Turystów było za dużo i byli oni wszędzie. Natłok ludzi spowodował sytuację, że na swoistych wypustkach z balkonami czekało się kilka minut w kolejce, aby sobie zrobić zdjęcie na tle piorunującego krajobrazu. Jeżdżące po terenie parku autobusy, kolejki liniowe, stalowa winda, a nawet McDonald’s (sic!) były powodem przerażającego natłoku turystów. Zarówno jak w Huashan, tak i tutaj szlaki są równiutkimi chodnikami, wyprofilowanymi schodami - widać ogrom pracy, który w to włożono. Można by się spierać nad zasadnością ułatwiania ludziom dostępu do gór, ale moim zdaniem u nich to przesada. Mało kto wchodził pieszo, aby zdobyć szczyt, bądź cokolwiek (choć tutaj naprawdę nie było trudno). Jak już ktoś wchodził to generalnie tak samo jak w Huashan mijaliśmy ich bez problemu. Większość turystów poruszała się za pomocą kolejek linowych i autobusów, a wystarczyło, że przeszliśmy się 15 minut do miejsca, do którego nie dojeżdżał autobus, a spotkaliśmy tak jedynie 2 osoby: Chilijczyka i Niemca.
O parku:
W skład rezerwatu Wulingyuan wchodzą cztery pomniejsze parki różniące się walorami. Bus jadący z Zhangjiajie do tego parku kosztuje 12 juanów i jedzie około godziny. Odjeżdżają one z dworca autobusowego, koło dworca kolejowego, a dokładniej - trzeba przejść przez budynek dworca, bo busy odjeżdżają „zza” niego. Niestety nie było żadnego oficjalnego rozkładu jazdy, nie dam sobie ręki teraz uciąć, ale pierwszy z busów odjeżdża o 6:30, a ostatni powrotny spod Wulingyuan jest o 19:30. Wejście kosztuje 160 juanów (studenci), przejażdżka kolejką 46 juanów. Jednak wejściówka jest ważna 3 dni, ale szczerze? Wszystko na spokojnie jest do zobaczenia w jeden dzień, pomimo tego, że lokalsi mówili, że to niemożliwe. Z drugiej strony warto ich poprosić o zaznaczenie na mapie najważniejszych miejsc. Na terenie parku jest dużo miejsc z jedzeniem, napojami, ale nikogo chyba nie zdziwi, że w takim miejscu ceny są dość wysokie. Wejście na górę, w celu zobaczenia Tianzi zajęło nam 2 godziny spokojnego marszu.
Tianmen
Na całość przedsięwzięcia należy planować nie więcej niż 5 godzin. Najbardziej tłoczno na górze Tianmen jest w okolicach godzin 12-13. Jeśli dobrze zrozumieliśmy się przez translatory, w godzinach popołudniowych często występują chmury widoczne u nas na zdjęciach. Będąc w Zhangjiajie nie da się przeoczyć kolejki linowej i z jej początkowej stacji zaczyna się cała przygoda, lecz ja zacznę od jej końca. Nie można zaprzeczyć, że około 30 minutowy przejazd gondolą robi wrażenie. Czarowny krajobraz, który zupełnie różnił się od tych z dnia poprzedniego, nie raz zapierał nam dech w piersiach. Mieliśmy takie szczęście, że w ten dzień odbywały się zawody skoków w wingsuit i kapitalnie komponowało się to ze scenerią ogromnych gór. W mojej ocenie miejsce to jest bardziej wyjątkowe niż cały Park Wulingyuan. Sławne ze zdjęć balkony nie są jednak niczym szczególnym. Chodzenie po nich nie wywołuje jakiegokolwiek dziwnego uczucia, a samo szkło w sobie jest porysowane, pomimo tego, że należy chodzić w specjalnych kapciach, za które zawsze trzeba płacić 5 juanów, a na szczycie góry są 3 takie balkony. Ktoś z Was na pewno miał okazję stać w szklanej wypustce na Aiguille du Midi we Francji i w porównaniu do tego chińskie balkony są naprawdę mierne. Kolejną atrakcją jest ogromna jaskinia, która z daleka wygląda na fenomenalną dziurę w górze. Do Tianmen Cave prowadzi droga złożona z 99 zakrętów i aby do niej dojść należy pokonać 999 schodów. Natomiast jak się dostać spod jaskini na szczyt góry? O tym zaraz. Generalnie w cenie biletu (258 juanów za osobę dorosłą) ma się zapewniony wjazd busem pod „schody do nieba” i przejazd kolejką. Istnieją 3 możliwości: poruszając się w obie strony korzystamy z gondoli (chyba się dopłaca), najpierw wjeżdżamy busem, a później zjeżdżamy kolejką do Zhangjiajie, bądź odwrotnie. My zaczęliśmy od przejazdu busem, który sam w sobie przyniósł niemało emocji. Następnie krótki spacerek i byliśmy już w jaskini i teraz żeby dostać się na szczyt góry należy skorzystać z 7 (słownie: siedmiu) poziomów schodów ruchomych w samym środku góry! Widzieliście w poprzednim poście jak Tianmen wygląda z perspektywy miasta? Te góry są przeolbrzymie, a w ich wnętrzu zamontowali coś takiego. Schody te były dla mnie przerażająco futurystyczne, były swoistą profanacją. Czy u góry była cisza i spokój? Oczywiście, że nie! „Ludzi jak mrówków”. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że góry tej nie da się zdobyć pieszo, bynajmniej żadnej wzmianki o jakimkolwiek szlaku nie znalazłem. Dwa parki, które odwiedziliśmy miały elementy infrastruktury, które dla nas nie powinny mieć tam prawa bytu. Chęć zarobku zmusiła Chińczyków do ułatwiania ludziom zobaczenia na własne oczy tego co mają do zaoferowania, przez co zwiedzających jest tak dużo, że nie mieliśmy zbyt wiele czasu i przyjemności z przebywania w tamtych miejscach. Chiny mają niesamowity zasób bogactw natury i każdemu powiemy, że warto udać się do tych miejsc, ale to kontrastuje z tym, że sami dążą do ich zniszczenia i taki sam wniosek wysunęliśmy w dniu poprzednim razem z Chilijczykiem i Niemcem.