0
Pietrucha 6 lutego 2024 22:04
20220319_135538.jpg



To co powyżej zobaczyliśmy w dwa dni. Trzeciego dnia o poranku szarpnęliśmy się na śniadanie w Restauracji Sababa i udaliśmy się ponownie do Antigui, skąd mieliśmy ruszyć dalej na najlepsze co jest w Gwatemali.


20220319_091614.jpg



20220320_105755.jpg

Dzień 6
Dzień 7



Zrzut ekranu 2024-02-09 215425.jpg



Podróż z Antigui trwa ok. 1,5 h. Start trekkingu zaczyna się na wysokości ok. 2300 m n.p.m. Powolnym tempem, z wieloma przerwami dla amerykańców, po pięciu godzinach dochodzimy do obozowiska. Ciekawie ono wygląda, bo przybiera kształt zbudowanej na zboczu hali, w środku której śpi się w namiotach. Więc jednego dnia maszeruje się niemalże do samej góry, by drugiego przed wschodem Słońca ruszyć na ostatnie 40 minut trekkingu na sam szczyt wulkanu (choć nasi przewodnicy zarąbali się w akcji i w sumie to ruszyliśmy po nim). Acatenango to nieaktywny wulkan o wysokości 3976 m n.p.m., z którego można obserwować erupcje sąsiedniego wulkanu Fuego. A o erupcje jest łatwo, bo występowały one co ok. 12 minut. My nie mieliśmy tego szczęścia, ale można natrafić na widok rozlewającej się lawy. Tak czy inaczej, podtrzymujemy, że jest to must do w Gwatemali. Za zorganizowaną wycieczkę zapłaciliśmy 230 zł/os. Namioty oraz materace były niemalże nowe. W cenie był transport, ciepłe posiłki, a nawet lokalny alkohol przy ognisku. W grupie było ok. 30 osób, część bardzo spowalniała grupę, aczkolwiek nie miało to na nic wpływu. Jeśli ktoś się zastanawia czy da radę, to radę dały osoby z kategorii wagi ciężkiej :) Choć oczywiście była też opcja dopłaty i wjechania na koniu czy oddania plecaka jednemu z przewodników. Z wysokością nie mieliśmy żadnych problemów, choć trafiły się osoby z bólami głowy. Po dotarciu do obozowiska istnieje możliwość dopłaty za spacer kilku kilometrów w kierunku Fuego, gdzie podobno czuć drgania od erupcji, ale z naszej perspektywy nie było to specjalnie atrakcyjne (osoby, które z tego skorzystały również podzielały to zdanie). Co ciekawe były osoby (i to nie jedna), które bez problemu dotarły do obozowiska, ale nie chciało im się ruszyć drugiego dnia na sam szczyt :D Większość szlaku nie jest najprzyjemniejsza do trekkingu, gdyż podłoże jest piaszczyste i bardzo się kurzy. Dlatego, w razie możliwości warto nie zabierać najlepszych ciuchów, gdyż ten czarny piach wejdzie Wam wszędzie i warto zabrać jakąś chustę czy bandanę na twarz.


20220321_094602.jpg



20220322_094058.jpg



20220321_155311.jpg



20220322_080936.jpg



20220321_172904.jpg



20220321_172956.jpg



20220321_184427.jpg



20220321_185536.jpg



20220322_060849.jpg



20220322_055049.jpg



20220322_055338.jpg



20220322_055330.jpg



20220322_065025.jpg



20220322_075418.jpg



Po południu tego dnia trafiamy znowu do Antigui, gdzie możemy sobie spokojnie pospacerować, odkrywać lokalny targ, zrobić pranie czy zastanawiać się czemu Cejrowski gadał takie głupoty. Co ciekawe, w Gwatemali jest kilka sieci amerykańskich fast foodów, nawet takich, których nie ma u nas. Lecz mają oni swoją własną - Pollo Campero, taki odpowiednik KFC. Zaskakujące jest, że za każdym razem kolejki przed tą sieciówką były ogromne i właśnie w Antigui się skusiliśmy. Może i nastaliśmy się w kolejce, może ceny były kilkukrotnie wyższe niż w restauracjach i kilkunastokrotnie wyższe niż steet food, ale przynajmniej nie warto było. Zgadujemy, że jedzenie w Pollo Campero napawa localsów gwatemalską dumą i stanowi symbol pewnego statusu.


20220323_082533.jpg



20220322_173158.jpg



20220323_084833.jpg



20220322_193300.jpg



7 dni, a my już trochę widzieliśmy, co nie? Czas opuścić przyjemną okolicę Antugui, gdzie wszystko jest dookoła i ruszyć na północ :) I niestety już dalej na północy nie widzieliśmy chickenbusów tylko zwykłe busy lub autobusy.@Legion1 niestety u nas było podobne ryzyko. Wieczór przed wyprawą przewodnik mówił nam, że na szczycie właśnie pada, jest mgła i nic nie widać. Na kolejne 2 dni oceniał szanse na obfite opady jako bardzo duże (prognozy były podobne), w dodatku miało być zimno w połączeniu z silnymi wiatrami i rozważaliśmy zmianę planu - zrobienie Acatenango w ostatnie dni podróży (co też nie gwarantowało lepszej pogody). Jednak localsi w Antigui mówili, że na ich oko to jutro i pojutrze nie będzie padać i jakby to dziwnie nie brzmiało - uwierzyliśmy im :D szczęśliwie, nie spadła na nas ani kroplaDzień 8

Czasy z Google są bardzo naciągane :) na tę trasę do Semuc Champey trzeba poświęcić cały dzień. Oczywiście dla wygodnych turystów są zorganizowane transporty prosto z - wiadomo - Antigui do Lanquín, ale jaka to byłaby zabawa jeśli można zrobić to samodzielnie, kilka razy taniej i w podobnym czasie? I pod wieczór trafiamy do takiego noclegu za 38 zł/os. w dodatku ze wspólnym basenem w kompleksie domków :)


Zrzut ekranu 2024-02-10 134617.jpg



20220325_105940.jpg



20220325_105815.jpg



20220325_083319.jpg



Dzień 9

Zaczynamy od pobliskich Grutas de Lanquin. Wiadomo jak to jest ze zdjęciami w jaskiniach. Jeśli ktoś ogólnie jest pierwszy raz w jaskini to będzie pod ogromnym wrażeniem, jeśli nie, to też powinno się podobać. Jednak zdecydowanie bardziej urzekła nas woda w rzece Lanquín, tuż przy wejściu do jaskiń. Na groty potrzebne są max. 2 godziny, dlatego bez problemu w ten sam dzień można się udać do miejsca, dla którego w ogóle w te rejony się przyjeżdża.


20220324_115117.jpg



20220324_105448.jpg



20220324_103952.jpg



20220324_112309.jpg



20220324_103248.jpg



20220324_103203.jpg



20220324_113853.jpg



20220324_114630.jpg



Jak sam Google mówi o Semuc:

Zrzut ekranu 2024-02-10 155518.jpg



To piękne miejsce jest gdzieś daleko w lesie. I oczywiście można spać tuż przy tych pięknych tarasach, ale oczywiście jest to o wiele droższe, dlatego rozsądną opcją zdaje się nocleg w Lanquín jak na zdjęciach powyżej. I oczywiście, że są dostępne taksówki, które te kilkanaście km w niełatwym górzystym terenie pokonają tylko z Wami, ale po co z nich korzystać jeśli można wybrać się tzw. collectivo z localsami wraz z prętami, beczką, ryżem i innymi produktami spożywczymi? A czy warto poświęcać cały jeden dzień na transport do tego miejsca? My mieliśmy brzydką pogodę, ale zdecydowanie uważamy, że warto. W większości tych tarasów można się kąpać, i można się przespacerować by zerknąć na nie z góry. Na szlakach w kilku miejscach sprzedawano wodę z kokosa czy obrane mango z pewną posypką. Generalnie obrane i pokrojone mango, można dostać prawie wszędzie w całym kraju i jest nieporównywalnie pyszniejsze w stosunku do tych, które mamy w Polsce,a co więcej nie ma prawie włosków w sobie. Z innych wątków: wydaje nam się, że to tutaj po raz pierwszy słyszeliśmy najgłośniejsze na świecie małpy - wyjce czarne.


Zrzut ekranu 2024-02-10 220849.jpg



Zrzut ekranu 2024-02-10 220738.jpg



Zrzut ekranu 2024-02-10 220809.jpg



20220324_151354.jpg



20220324_151506.jpg



20220324_161416.jpg



20220324_161621.jpg



20220324_155046.jpg



20220324_160811.jpg



20220324_135524.jpg



20220324_135510.jpg

Dzień 10

Kolejny dzień poświęcamy na transport na północ. W miejscowości Sayaxché trzeba przeprawić się promem na drugą stronę rzeki. Nocujemy w Las Cruces, miasteczku, które jest najbliżej nie do końca popularnej perełki.


Zrzut ekranu 2024-02-11 201914.jpg



20220325_173311.jpg



Dzień 11

Udając się busem kilka kilometrów na zachód docieramy do gospodarstwa z pięknym szyldem, uiszczamy symboliczną opłatę i brama dla nas zostaje otwarta. Przechodzimy przez stada krów należących do lokalnych posiadaczy ziemskich. Mija nas kilka osobówek zmierzających w tym samym celu co my i po ok. 50 minutach dochodzimy do Crater Azul. To miejsce jest daleko na północy, nie jest łatwo dostępne i nie ma w nim wielu turystów. Jednakże większość osób zastanych na miejscu to localsi, którzy przypłynęli łódką z Sayaxché (cena dla turystów to 150$). Z przykrością patrzy się na dymiące silniki i muł unoszący się za nimi. Crater Azul to nie jedno jeziorko, a naturalnie powstałe trzy zakola/zbiorniki na jednej rzece. Niby to zwykła rzeka i jest więcej podobnych w kraju. My nie możemy wyjść z podziwu, jak krystalicznie czysta jest ta woda, co tym bardziej jaskrawie kontrastuje ze wszechobecnymi śmieciami w tym kraju.


20220326_103625.jpg



20220326_112552.jpg




Dodaj Komentarz

Komentarze (5)

legion1 10 lutego 2024 05:08 Odpowiedz
Miło powspominać znajome miejsca. Niestety my mieliśmy mega pecha przy wejściu na Acatenango ponieważ rano zamiast atakować szczyt na wschód słońca musieliśmy szybko uciekać z obozowiska na dół ze względu na załamanie pogody :(
pietrucha 10 lutego 2024 17:08 Odpowiedz
@Legion1 niestety u nas było podobne ryzyko. Wieczór przed wyprawą przewodnik mówił nam, że na szczycie właśnie pada, jest mgła i nic nie widać. Na kolejne 2 dni oceniał szanse na obfite opady jako bardzo duże (prognozy były podobne), w dodatku miało być zimno w połączeniu z silnymi wiatrami i rozważaliśmy zmianę planu - zrobienie Acatenango w ostatnie dni podróży (co też nie gwarantowało lepszej pogody). Jednak localsi w Antigui mówili, że na ich oko to jutro i pojutrze nie będzie padać i jakby to dziwnie nie brzmiało - uwierzyliśmy im :D szczęśliwie, nie spadła na nas ani kropla
goscpo40 8 lipca 2025 11:41 Odpowiedz
Tak, potwierdzam, warto przejechać Belize i Gwatemalę, trochę wychillować i posmakować oraz popatrzeć na kolorystykę folkloru, przyrodę i zabytki. Ja bardzo miło wspominam oba kraje, choć stolic w ameryce środkowej należy unikać (traktować w zasadzie jako szybkie punkty przesiadkowe w dalszej drodze). Dzięki za fajne foty.
qba85 22 lipca 2025 17:08 Odpowiedz
Fajna relacja, ale trafiła do złego działu i z pierwszego postu wynika, że nie przez przypadek :roll: ;)
puhacz 23 lipca 2025 12:08 Odpowiedz
Aż mi się ciepło na sercu zrobiło - w tym roku mija 15 lat od czasu gdy wizytowałem Gwatemalę. Z resztą dość gruntownie, bo przemierzaliśmy ją przez dobre 2-3 tygodnie. Pytanie z ciekawości, bo widzę trekkingowe zacięcie - czy nie rozważaliście wchodzenia na Tajumulco? To była wisieńka na torcie gwatemalskiej przygody :) za to nie widziałem żadnych dymiących wulkanów, czego zazdroszczę.Co do gangusów z maczetami, to już wtedy, te 15 lat temu, ścieżki na wulkany wokół Lago de Atitlan miały złą sławę i słyszało się czasem o zastraszaniu maczetami i okradaniu turystów na szlakach.p.